piątek, 31 stycznia 2014

20 cz.3 "Gdyby było coś nie tak zadzwonię, dzwonie dziś ty ciągle nic..."

Ross, pomimo panującej wokół niego przyjemnej atmosfery, był ponury i na niczym nie mógł się skupić. Marzył jedynie o tym, aby zerwanie z Abi było tylko snem. Kiedy w końcu rodzina opuściła salę szpitalną, Ross opadł na poduszki i zasnął.

Jednak o 2 w nocy przebudził się i przypomniał sobie, że miał zadzwonić do Abi. Popatrzył na ekran komórki i stwierdził, że nie będzie jej budził o tej porze, więc postanowił wysłać sms-a. 


''Hej, wiem, że jest 2 w nocy, 
ale wybudziłem się dzisiaj popołudniu, 
a ciebie przy mnie nie było. 
Przyjdziesz jutro,a tak właściwie to dzisiaj do mnie?"

A potem kolejnego:

"Nie za bardzo wiem jak tutaj trafiłem dlatego musimy się jak najszybciej spotkać i porozmawiać.

Dobra, nie przeszkadzam ci. Śpij dobrze i słodkich snów :* "


Dom rodzinki Rebely:
W pokoju rozległ się dźwięk sms-a. Telefon Abi leżał na szafce nocnej jej mamy. Kate przebudziła się i spostrzegła zapalony ekran. Była noc, więc postanowiła dalej spać, a jutro rano zobaczyć co to. Mało by brakowało, a wszystko wyszłoby na jaw.
Rano okazało się, że telefon jest rozładowany, dlatego mama nie przejmując się tym, schowała go do szuflady.


Poranek - szpital

Do pokoju Rossa wszedł lekarz.
- Dzień dobry panie Lynch. - przywitał się grzecznie.
-Dzień dobry - odpowiedział zaspany blondyn.
- Nie ma żadnych powikłań, więc dzisiaj wypisujemy pana.
- To super, a o której? - spytał ucieszony.
- Około godziny 15. Proszę, aby skontaktował się pan ze swoimi rodzicami. Jako, że nie jest pan jeszcze pełnoletni, nie może pan samodzielnie wrócić do domu. - mówił doktor.
- Ale panie doktorze, ja jestem pełnoletni, mam 17 lat. - powiedział chcąc poprawić lekarza.
- Pełnoletni?... może w Ameryce, ale nie tutaj. Brakuje panu roku. - rzekł i wyszedł z pokoju.
Ross zadzwonił do rodziców, którzy po godzinie zjawili się u niego w szpitalu. Chłopak widząc, że Abi mu nie odpisała, postanowił jeszcze poczekać, a potem zadzwonić do niej.


*poranek w domu Rebely*


W pokoju Abi, zabrzmiał głośny alarm. Blondynka otworzyła oczy. Kręciło jej się w głowie. Nie spała do trzeciej w nocy, siedziała skulona na łóżku i płakała z bezsilności. Tak bardzo chciała dowiedzieć się co u Rossa.  Zaczęła po cichu łkać, gdy ktoś otworzył drzwi do jej pokoju. Potem wdrapał się na łóżko i przytulił ją. Kiedy podniosła głowę, zobaczyła Bellę, tulącą się do jej boku.
- Nie płacz. . . Dlaczego płaczesz?
- Wiesz...to trudna sprawa, nie zrozumiesz.
- Skoro nie chcesz mi powiedzieć to idź już do łazienki, bo mama prosiła, abyśmy się pospieszyły.
- Jak mamy mało czasu to szybciorkiem biegnij do łazienki myć ząbki. - powiedziała weselej starsza. Bella wychodząc z pokoju, dodała:
- Wiesz...moja koleżanka z przedszkola oglądała gazetkę starszej siostry i powiedziała mi, że było w niej zdjęcie podobnej dziewczynki do ciebie. - i wyszła. Nastolatka zesztywniała.
- Super! Akurat teraz prasa nie ma innych, lepszych tematów na artykuły, niż moje życie. - pomyślała i poszła się szykować.
Zanim zeszła, zerknęła jeszcze do sypialni rodziców, aby sprawdzić czy na telefonie nie ma jakiejś wiadomości od blondyna, ale usłyszała głos mamy dochodzący z dołu:
- Abi pospiesz się!
- Już idę mamo ! - odkrzyknęła i zbiegła po schodach do kuchni.
-Masz tutaj kanapki do szkoły, a teraz zjedz mleko z chrupkami, bo nie mamy za dużo czasu. - Chciała już wyjść, ale przypomniało jej się co miała jeszcze powiedzieć córce. - I mimo, że został jeszcze tylko jeden tydzień szkoły, to masz się uczyć. Tak jak ustaliłyśmy. - powiedziała.
- Chyba ty ustaliłaś. - rzekła pod nosem nastolatka. - Tata jeszcze śpi? 
- Tatuś poszedł dzisiaj na 6 do pracy i wróci dzisiaj po południu.- powiedziała siostrzyczka.

Dziewczyny szybko zjadły śniadanie i pojechały z mamą. Abi do gimnazjum, a Bella do przedszkola. 

W tym samym czasie Mark i Stormie poszli po wypis Rossa ze szpitala, a on zaczął się pakować.
Potem poszedł z rodzicami do auta i pojechali. W drodze do hotelu Stormi zaczęła rozmowę:
- Twój lekarz powiedział nam, że przez jakiś czas nie wolno ci latać samolotami i się oszczędzać.
- Przez to musimy odwołać koncerty i zgłosić ekipie Austin&Ally, że musisz sobie zrobić miesięczną przerwę. - dopowiedział Mark.
-Ale nasi fani...
- Wiemy, ale nie mamy wyjścia. Twoje zdrowie jest najważniejsze. - rzekła mama.
Nastolatek nie wiedział jak ma się zachować. Czy dalej namawiać rodziców do kontynuowania koncertów, czy zakończyć dyskusję. Postanowił wybrać drugą opcję.
Kiedy zaparkowali przy Invotelu mama od razu poszła z nim do pokoju, a Tata wziął jego rzeczy, aby się nie przemęczał. 
Była godzina 10, więc wszyscy byli w mieszkaniu. R5 oprócz nieobecnego Rocky'ego przytuliło mocno na wejściu braciszka, a potem cała rodzinka zeszła na dół do jadalni. 
W tym samym czasie Abi czekała z utęsknieniem na szkolny dzwonek, który oznaczał koniec skróconych lekcji. Pomęczyła się jeszcze przez pół godziny a potem na jego dźwięk, wszyscy uczniowie skierowali się do szatni. Do domu wróciła około 15. Zdjęła trampki i rzuciła plecak na środek korytarza. Weszła do kuchni, wzięła jabłko, wyjęła z plecaka potrzebne książki do odrobienia lekcji i poszła do swojego pokoju. Po godzinie do domu przyjechała mama z Bellą. Dziewczynka od razu po zdjęciu bucików pobiegła do swojego pokoiku.
Około 17 Kate z najmłodszą córeczką poszła do sklepu, bo mała potrzebowała nowe ubranka, a Abi została sama w domu czekając na powrót taty.

*Wracając do R5*

Riker brzdąkał coś na gitarze i razem z Rossem, Rydel, i Ellingtonem układał słowa do nowej piosenki. Rocky w tym czasie był w drodze do chorej Oliwii. Stormie i Mark rozmawiali przez kamerkę z Ryland'em, który poleciał do Ameryki z powodu braków w nauce. Około godziny 16 rodzice Lynchów pojechali na zakupy, a Ross wykorzystując sytuację wyszedł z hotelu i pojechał gdzieś autem bez wiedzy jego rodzeństwa. 

*dom Rebely*

Jack podjechał pod dom, wysiadł z samochodu, wszedł na podwórko i zaczął szukać po kieszeniach klucza do domu. Lecz w tej chwili przy bramie pokazał się Ross i nie zauważając na tatę Abi, przystanął, wypatrując dziewczyny. Miał nadzieje, że może w taki piękny dzień będzie gdzieś na podwórku. Jack widząc stojącego niedaleko blondyna wpatrującego się w jego dom, podszedł do niego
- Cześć - powiedział wyluzowanym głosem (jak prawie nigdy) - Wiesz..przypominasz mi kogoś. - mówił przyglądając się Rossowi.
- Dzi-dzi-dzień dobry - zaczął jąkać się nastolatek - Jestem Ross Lynch. - przedstawił się.
- Aaaa..no wiedziałem, że gdzieś cię już widziałem np; na plakatach u mojej córki lub... w telewizji
- Naprawdę? Wiszę u niej w pokoju? Eeem znaczy nie osobiście, ale jednak. - i uśmiechnął się nieśmiało.
- A tak w ogóle to szukasz tu czegoś?? Bo tak przyglądałeś się temu podwórku.- zapytał podejrzliwie.
- Yyy...patrzyłem na tego pięknego pieska.- próbował łagodnie wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
- Taaak? Wiesz on jest rasowy i bardzo mądry. - chwalił się swoim kochanym zwierzakiem Pan Rebely i zaprosił chłopaka aby z bliska zobaczył pieska.
Wtedy Abi tchnęła ochota na spacer. Zbiegła po schodach na dół i zobaczyła, że ojciec jeszcze nie wrócił. Założyła buty, otworzyła drzwi i zamurowało ją. Zobaczyła swojego tatę rozmawiającego z Rossem na ich posesji. Nie wiedziała co ma zrobić. Z jednej strony  chciała podbiec do nich i mocno przytulić blondynka, ale z drugiej był tam jej ojciec i nie wiedziała dlaczego rozmawia z jej chłopakiem. Może Ross wszystko mu powiedział?Niee, blondynka odtrąciła tę myśl, bo wtedy on nie byłby taki radosny jak teraz, czyli nic o nich jeszcze nie wiedział.  Rozmyślała...
Kiedy tak  zastanawiała się co ma zrobić, do chłopaka ktoś zadzwonił. Po zakończeniu rozmowy telefonicznej powiedział:
- Właśnie dzwonił mój brat i muszę wracać, więc ja już pójdę. Nie będę panu przeszkadzał.- powiedział i ruszył w kierunku furtki.- Do widzenia. - gdy był już na chodniku obrócił się i zobaczył schowaną za drzewem Abi. 
- Hej tatuś. - podbiegła do niego i ucałowała w policzek. - Mogę iść na spacer z Belą? - zapytała niewinnie. Jack oczywiście się zgodził, a ona uradowana szybko skoczyła po smycz dla psa i ruszyła za nastolatkiem. Kiedy jej tata zniknął za drzwiami domu, rzuciła się mu na szyję. - Ross nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało. Strasznie się martwiłam tym, że zemdlałeś od razu po przebudzeniu. - po jej policzkach popłynęły łzy. - Ech, przepraszam, zmoczyłam ci trochę koszulę. - otarła je i odsunęła się od chłopaka.
-  Ale dlaczego nie zadzwoniłaś? Wiesz jak się wtedy czułem?
- Przepraszam, ja na prawdę chciałam tam być przy tobie albo chociaż zadzwonić, ale rodzice zabrali mi komórkę i nie pozwolili wychodzić z domu, oprócz do szkoły oczywiście. Ross, proszę...
- Rozumiem, nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Było mi po prostu przykro i nie wiedziałem co o tym myśleć. Tak samo o tym, czy... czy my na prawdę zerwaliśmy? Znaczy to ty ze mną zerwałaś.
- Och... - Abi zesztywniała, a serce podeszło jej do gardła. - Ross, ja tego nie chciałam zrobić. Kocham cię całym sercem i nie potrafię sobie wyobrazić nikogo, kogo bym bardziej pokochała, ale ty niedługo wyjeżdżasz, a ja tu zostanę sama w Polsce. Jestem też przekonana, że poznasz kogoś w końcu w Ameryce i nasz związek straci dla ciebie sens.
- Proszę cię, nie myśl tak o mnie. Ja wiem, że odległość stanowi dość duży problem, ale to już nie tak długo, kiedy skończysz pełnoletność i będziesz mogła ze mną zamieszkać. - Abi odwróciła głowę.
- Ja nie zostawię rodziny. 
- Abi, posłuchaj. - ujął delikatnie jej podbródek i spojrzał w duże, błyszczące od łez oczy.- Jeśli ze mną zostaniesz, obiecuję ci, że będziemy latać do Polski tak często jak tylko zechcesz. Wiem, że to nie będzie to samo co teraz, ale kiedyś będziesz musiała się usamodzielnić i, i tak wyjedziesz. - blondyn przytulił ją mocno i zapytał. - No i co ty na to? Nie uważasz, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji?
- Nooo dobrze, zgadzam się. - uśmiechnęła się do niego przez łzy i pocałowała. Tą romantyczną scenę przerwał jednak dzwonek komórki Rossa.
- Przepraszam, ale muszę odebrać, to mój tata. Halo? Cześć tato, o co chodzi? Aha, aha, no dobrze, już tam jadę. - rozłączył się. - Skarbie, muszę jechać do hotelu. Ojciec poprosił mnie, żebym przyjechał. Mogę cię teraz zostawić, a wieczorem gdzieś razem pójdziemy?
- Przecież mówiłam ci, że mam szlaban głuptasie.
- Ech, no tak, zapomniałem. To zdzwonimy się później?
- Ross, czy ty możesz raz posłuchać mnie uważnie. - roześmiała się blondynka. - Przecież nie mam komórki.
- Och God... To w takim razie podjadę na chwilkę do ciebie, a ty wyjdziesz na spacer z tym... psiakiem.
- Belą.
- Tak właśnie, Belą. - mrugnął do dziewczyny i wsiadł do samochodu. - Do zobaczenia.
- Papa.

Kiedy chłopak podjechał pod hotel, zaparkował samochód i ruszył w kierunku swojego apartamentu. Zapukał do drzwi i wszedł do środka. Na kanapie siedział już jego ojciec z ...

- ROCKY? A co ty tu robisz?
- Eeem no mogę o to samo spytać ciebie. Zresztą ja tu też mieszkam, więc chyba mogę sobie spokojnie siedzieć na kanapie, nie? 
- Już dobra, chłopcy! Ross siadaj. Chciałbym z wami porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy codziennie.
- Proszę cię usiądź i nie dyskutuj. Niech zgadnę. Byłeś u Abi i wolałbyś tam zostać, niż przyjeżdżać tutaj. Mam rację?
- Nooo...
- Tak myślałem. Tym bardziej musimy poważnie porozmawiać.
- Tato, mógłbyś w końcu przejść do sedna sprawy, bo mi się trochę spieszy na spotkanie z Oliwką.
- No i właśnie o tym chciałem z wami porozmawiać.
- O spotkaniu z Oliwką? - zdziwił się szatyn.
- A co z Abi? - naburmuszył się blondyn.
- O mój boże, coś czuję, że nie pójdzie to tak łatwo jak myślałem. Nie, nie o spotkaniu z tą dziewczyną tylko o nich obu.
- Obu spotkaniach?
- Rocky przestań się wygłupiać i posłuchaj co mam do powiedzenia.
- Przepraszam. - próbował udawać skruszonego, ale po chwili roześmiał się, ale zobaczywszy minę ojca natychmiast się uciszył i tylko mrugnął do Rossa.
- Zacznijmy jeszcze raz chłopcy. Jesteście już pełnoletni...
- Ale nie w Polsce! - rzucił Ross. - W każdym razie ja jeszcze nie. - Mark zamknął oczy, zacisnął dłonie w pięści i przez chwile stał, oddychając głęboko.
- A więc jesteście pełnoletni - kontynuował jakby nie usłyszał słów syna. - i oboje macie już dziewczyny. Ten fakt sam w sobie mnie nie martwi. Jedynie to, że one są Polkami. Z innego kontynentu! Nie mam nic przeciwko miłości, ale nie chcę, żeby te...
- Tato! - krzyknął Rocky spodziewając się słów, które mogą nastąpić.
- ekhem, przepraszam. Nie chcę, żeby te... - przełknął ślinę - dziewczyny was hamowały. Przecież one zostaną tutaj! Nie rozumiecie, że to nie ma sensu?!? Złamiecie im i sobie serca. W Ameryce też są śliczne dziewczęta. Jeszcze przed wyjazdem spotkaliście w barze te dziewczyny, eeee jak one miały na imię?
- One już się nie liczą. Tato, nie rozumiesz, że nie potrafię przestać myśleć o Abi? Wiem. Wiem, że może to być błąd, ale jedyny, którego nie będę żałował, bo dzięki niemu jestem na prawdę szczęśliwy. - czując jak brat wkłada mu łokieć pod żebra, dodał. - Jestem przekonany, że Rocky czuje to samo, ale on nigdy nie umiał mówić o swoich uczuciach. - i dostał mocnego kuksańca w bok.
~ Basia & Lee



Jeśli chcecie się dowiedzieć co na to Mark, czytajcie nas dalej :D

Przepraszam za opóźnienie, ale nie czułam się za dobrze i nie mogłam zebrać myśli.
~ Lee


niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 20 cz. 2

Jest 6 rano. Oliwia przeciera oczka i sięga po wibrującą komórkę.
- Co za dureń dzwoni do mnie o tej porze? - odbiera i zerka na wyświetlacz telefonu.- ROCKYYYY!!!!! CZY TY WIESZ KTÓRA JEST GODZINA?!?
- Eee, 6 rano?
- Od kiedy ty wstajesz o tej porze?
- Odkąd chcę spędzać każdą możliwą chwilę z moją dziewczyną. Mogę wejść do ciebie?
- A jak myślisz?
- W takim razie będę nie długo.
- Rocky NIE!!!
- Pip, pip, pik...
- Rozłączył się, nie wierzę! - powiedziała sfrustrowana, ziewnęła i przycisnęła głowę do poduszki. Obudził ją czyiś dotyk. Kiedy zobaczyła obok siebie śpiącego mężczyznę, zerwała się z łóżka krzycząc i zakrywając krótką piżamkę. Chłopak słysząc krzyki, najpierw spadł z łóżka, a potem poderwał się na równe nogi i spojrzał bacznie na przestraszoną dziewczynę, po czym zaczął się śmiać. Oliwia widząc, że w jej łóżku spał nie kto inny tylko Rocky, uspokoiła się, ale słysząc jego śmiech, walnęła go mocno poduszką.
- Ej, a to za co? - wrzasnął zaskoczony.
- Co robiłeś w moim łóżku?!?
- Spałem, a co? Już mi nie wolno? Zresztą ta twoja piżamka... - szatyn nie dokończył, bo ponownie dostał poduszką. - Oj tak się nie bawimy, nie takie numery ze mną, wiesz? - zaśmiał się i przewalił ją na łóżko.
- Przestań! Nie pozwalaj sobie! - krzyczała, kiedy Rocky całował jej szyję, ale po chwili zaczęła się śmiać.
- Masz gilgotki? - zapytał rozbawiony.
- Nie, hahaha, wcale, haha, nie, haha, no przestań! - wyrywała się i zwijała ze śmiechu.
- Nie ma mowy. To za to, że dostałem od ciebie poduszką i to dwukrotnie!!!
- Ale Rokuś, to było, hihi, niechcąco.
- Haha, no jaaaasne.- w tej chwili Lee zerknęła na zegarek. Była 8:49.
- OMG, czy ty widzisz to co ja? Zaraz będę spóźniona.
- Ups, chyba trochę się zapomnieliśmy.
- Trochę? Trochę?!? Matka mnie zabije!
- No już, dobra, uspokój się, naszykuj, a ja cię odwiozę.
- I tak nie miałbyś wyjścia. - mrugnęła do niego i wyszła. Po 15 minutach wróciła już ubrana. Szybko spakowała się i ciągnąc za sobą szatyna, wyszła na dwór. Przed jej domem stał cudowny, czarny samochód. Chłopak widząc pełną podziwu minę Lee, uśmiechnął się i otworzył przed nią drzwi auta. Następnie usiadł na miejscu kierowcy i ruszył w stronę gimnazjum nastolatki. Kiedy dotarli na miejsce, zielonooka cmoknęła go w policzek i wysiadła. W szatni, przebierając się, dostała sms-a.
- Rocky?

Sms od Rocky'ego:
Pozwoliłem sobie zerknąć na twój plan lekcji
według którego kończysz o 15:20. Co ty na to,
żebym odwiózł cię do domu po lekcjach i
spędzilibyśmy razem wieczór?
Tęsknię,
Rocky

W drodze do klasy odpisała mu:

To bardzo kusząca propozycja, ale na pewno
będę miała dużo lekcji i nie wiem czy to wypali.
Przecież dopiero co się widzieliśmy głuptasie :p
Oliwia

Sms od Rocky'ego:
A czy mówiłem, że jest to propozycja nie do odrzucenia?
Chcesz, czy nie i tak przyjadę i zawsze będę tęsknic.

Sms od Lee:
Uparciuch z ciebie wiesz?
A co ty się stałeś ostatnio takim romantykiem?

Sms od Rocky'ego:
Od zawsze nim byłem, ale teraz to ujawniłem,
 bo to ty tak na mnie wpływasz...

Oliwia zarumieniła się i weszła spóźniona do klasy. Uradowana Abi widząc przyjaciółkę, mrugnęła do niej i wskazała wolne miejsce obok siebie. Oliwia przeprosiła panią za spóźnienie i usiadła obok blondynki.
- Nie zgadniesz kto dzisiaj u mnie był! - szepnęła i nie czekając na odpowiedź zaczęła zdawać relację z cudownie spędzonego rana. - No i kiedy się obudziłam, poczułam, że ktoś mnie obejmuje, a miałam na sobie tą koronkową, krótką piżamkę. - kontynuowała. - Myślałam, że ktoś obcy wtargnął do domu i teraz dobiera się do mnie, bo mama jak zwykle nie zamknęła drzwi. No więc... - nie dokończyła, bo usłyszała za sobą stuk obcasów nauczycielki.
- Oliwio, nie zapominasz się troszeczkę? A może ja ci przeszkadzam, co? Wyjdź proszę i poprowadź lekcję, jeśli masz tyle do powiedzenia.
- W sumie to mi trochę pani przeszkadza.- szepnęła do przyjaciółki i już na głos dodała.- Przepraszam, zachowałam się bezczelnie. Żadne słowa nie wyrażą mej skruchy. - powiedziała i uśmiechnęła się do Abi. Była dziś w bojowym nastroju.
- Widzę, że jesteś dziś w dobrym humorze. W takim razie dostaniesz na jutro dodatkowe zadania.
- Ale proszę pani...- zajęczała dziewczyna.
- Żadne ,,ale" moja panno. Nie jest ci już do śmiechu, mam rację? Doskonale. W takim razie wróćmy do lekcji.
- Świetnie, po prostu świetnie.- westchnęła Lee.- A miałam się dzisiaj spotkać z Rocky'm. No nie ważne, resztę opowiem ci na przerwie, a ty mi teraz powiedź co tam z Rossem. Obudził się już? Bo Rocky niczego mi nie mówił...
- Nie wiem. Rodzice zabrali mi komórkę.- westchnęła i posmutniała.
- Co? Nie mówisz chyba tego serio?
- Na żarty, wiesz? Masakra po prostu. Teraz to ty będziesz moim źródłem informacji.
- Cisza! - krzyknęła nauczycielka.- dziewczyny spojrzały na nią z wyrzutem, ale nie miały wyjścia. Musiały dokończyć rozmowę na przerwie, podczas której Oliwia odrabiała z pośpiechem karną pracę domową. Po szkole, Abi pokornie wróciła do domu, a Lee widząc przed bramą czarną toyotę, podbiegła do niej i wsiadła do środka.
- To gdzie jedziemy najpierw? - zapytał chłopak i chciał pocałować szatynkę, ale ona odwróciwszy twarz, powiedziała:
- Co za dużo to nie zdrowo. Najpierw pojedziemy do mnie, bo muszę się przebrać.
- I wziąć kostium.
- Kostium? Jedziemy na basen?
- Lepiej. Zrobimy sobie dzisiaj dzień relaksu. Co powiesz na spa, a potem na masaż?
- Naprawdę? Ojejku! - rzuciła mu się na szyję i pocałowała.
- A podobno co za dużo to nie zdrowo. - roześmiał się i mocno ją przytulił.
- Oj cicho bądź.- oboje zaczęli się śmiać.
Kiedy się wreszcie uspokoili, Rocky podjechał pod jej dom. Dziewczyna szybko skoczyła na górę, żeby zabrać potrzebne jej rzeczy. Napisała również kartkę dla mamy, że wybiera się z koleżankami na basen, żeby się nie martwiła i wróciła do samochodu. Po 20 minutach jazdy byli już na miejscu. Rocky zabrał ją do salonu Good Time Day Spa i zapłacił za 60 minutowy pakiet dla dwojga, masaż świecą dla niej i masaż kamieniami dla niego.
- Dobra to ja idę do tej szatni po lewo, a ty...
- Po prawo, przecież wiem.
- Zobaczymy się niedługo, tak?
- Yhmm, baw się dobrze.
- Dziękuję.
Po skończonym masażu Lee postanowiła poszukać Rocky'ego. Masażystka poinformowała ją, gdzie może go znaleźć. Dziewczyna delikatnie rozsunęła drzwi pokoju i ostrożnie zajrzała do środka. Chłopak właśnie zbierał się do wyjścia. Oliwia postanowiła mu zrobić ,,miłą" niespodziankę i w pospiechu pobiegła do łazienki, gdzie nalała zimnej wody do plastikowego kubeczka i wróciła pod salę z której wychodził szatyn. Nastolatka schowała kubeczek za sobą i podbiegła do niego.
- Cześć kochanie, jak było? - zapytał z rozmarzonymi oczami.
- Cudownie. Muszę ci się koniecznie za to odwdzięczyć. - mówiąc to, wylała mu na głowę zimną wodę. Rocky wrzasnął i rzucił się w pogoń za nastolatką. Ganiali się po całym budynku, krzycząc z uciechy. W końcu szatyn złapał dziewczynę w pół i zaczął ją całować. Wtem usłyszeli kroki i zza zakrętu wyszła masażystka. Zaskoczona tym co zobaczyła, powiedziała zmieszana:
- Przepraszam, ale to miejsce publicznie i proszę państwa o zaprzestanie tej czynności.- Obróciła się na pięcie i zniknęła w drugim korytarzu. Nastolatkowie wybuchnęli śmiechem i poszli się ubrać.
- To gdzie teraz jedziemy?- zapytał Rocky, kiedy wyszli z szatni.
- Do mnie.
- Miałem nadzieję, że do mnie, ale ponieważ masz jutro szkołę to nie będę się upierać. A mogę przynajmniej wejść do ciebie?
- Nie. - powiedziała krótko i widząc, że Rocky już otwiera buzię, żeby zaprzeczyć, uciszyła go całusem.
Poszli na parking i wsiedli do auta. Kiedy chłopak chciał odpalić samochód okazało się, że akumulator nie działa.
- No to chyba nie mamy innego wyjścia, jak wrócić autobusem, bo po braci nie zamierzam dzwonić.
- Ja nie mam nic przeciwko. Uwielbiam nocne spacerki, chociażby do przystanku. Tylko musisz mnie przytulic, bo jest trochę zimno.
- Z tym akurat nie będzie problemu. - objął ją w pasie i ruszyli w kierunku najbliższego przystanku.
- No nie, nasz autobus był 5 minut temu. Teraz musimy czekać około 25. Po prostu świetnie, ja muszę, być zaraz w domu!
- Przecież jest dopiero 17, nie przesadzaj.
- Ale moja mama wraca o 18.
- Ojc, no tak, zapomniałem, ale i tak nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji, niż dalej czekać na autobus. - Szatynka przytuliła się do niego. Na dworze wiał silny wiatr i zaczęło padać. Rocky zdjął kurtkę i nakrył nią dziewczynę. Deszcz się nasilił, woda spływała po czole szatynki i kapała z jej długich, ciemnych włosów. Chłopak nie mógł oderwać od niej wzroku. W końcu uniósł lekko jej brodę i szepnął do ucha:
- Wiesz, że wyglądasz ślicznie w tej mokrej sukience? - dziewczyna zmierzyła go zimnym wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
Autobus w końcu nadjechał. Spóźniony. Para szybko wskoczyła do niego i zajęła wolne miejsca na tyle autobusu. Byli przemoczeni i zmarznięci. Oliwia usiadła na kolanach Rocky'ego i objęła go za szyję. Zaskoczony wzdrygnął się, ale po chwili również ją objął. Zmęczonej dziewczynie szybko urwał się film. Nastolatek uśmiechnął się i kiedy dojechali na miejsce, wziął ją na ramiona i zaniósł pod drzwi domu.
- Oliwiaaa. - delikatnie gładził ją po policzku i smyrał. - Zaraz twoja mama przyjedzie, a jesteśmy już pod twoim domem. Proszę obudź się.
- Rrrrrocky? Czemu mnie trzymasz? - przetarła oczy i rozejrzała się dookoła. - Jak my się tu znaleźliśmy? Co jest?
- Usnęłaś mi na kolanach, więc nie chciałem cię budzić i przyniosłem cię tutaj.
- Ooooo Rocky. - pocałowała go w policzek i zgrabnie zeskoczyła na ziemię. - Dziękuję za dzisiaj. - otworzyła drzwi frontowe i ziewając, pomachała mu ręką na pożegnanie. Kiedy weszła na górę, legła na łóżku i zasnęła.

Rano:

- AAAAAA-PSIK!!! Mamooooo! - do pokoju zasmarkanej nastolatki wbiegła jej matka.
- O mój boże, jak ty wyglądasz?!?
- Dzięki, ty zawsze potrafisz pocieszyć.- westchnęła dziewczyna i kichnęła. - Chyba nie czuję się najlepiej.
- I wyglądasz również nie najlepiej.
- Mamooo, możesz przestać komentować?!?
- No przepraszam, ale jesteś cała potargana, masz wory pod oczami, czerwony nos...
- Dobra, wynocha mi stąd.- krzyknęła Oliwia i rzuciła w nią poduszką. Kobieta zręcznie ją złapała i powiedziała.- Dzisiaj nie idziesz do szkoły. Ogarnij się trochę i pakuj się do łóżka.
- Nie mogłaś tak od razu? - wstała i usiadła przed toaletką, żeby uczesać włosy.
- Od razu lepiej.- uśmiechnęła się i wyszła śpiesznym krokiem do pracy. - Lee słysząc trzaśnięcie drzwi na dole, rzuciła się na łóżko i zakopała w kołdrę. Obudził ją dźwięk telefonu. Niezadowolona wysunęła rękę spod ciepłej pierzynki i odebrała:
- Ha khe khe lo?
- Słyszę, że ktoś ma lekką, poranną chrypkę. To ty jeszcze nie w szkole? - zaśmiał się głoś w telefonie.
- Rocky, ty głupku, to przez ciebie jestem chora.- śmiała się Oliwia.
- Co? Jesteś chora? Kurde, to wszystko przez ten deszcz. Przepraszam. Zaraz do ciebie przyjeżdżam.
- Chyba sobie żartujesz. Wiesz jak ja wyglądam? Moja rodzona matka kazała mi się ogarnąć, bo wyglądam jak potwór.
- Potwór, nie potwór i tak cię kocham. W każdej postaci, na prawdę.
- To słodkie, ale...
- Ale..?
- I tak cię nie wpuszczę do domu.- zaśmiała się i odłożyła słuchawkę. Była już bardzo zmęczona i ból w głowie nie dawał jej spokoju. Opadła na poduszki i zasnęła. Obudziło ją pukanie do drzwi jej pokoju.
- Dzieńdoberek, jak się czujesz?
- Chyba jeszcze nie zbyt dobrze.- odpowiedziała trąc oczy. Kichnęła i spojrzała na osobę stojącą przed sobą. - ROCKY!?!- krzyknęła i podciągnęła kołdrę pod sam czubek nosa.
- Leee!!!- uśmiechnął się do niej i chciał paść w jej ramiona, ale ona pokręciła przecząco głową i jeszcze bardziej się zakryła. Zdezorientowany chłopak potknął się i padł jak długi przed jej stopami.
- Rockyy...- wstrzymała oddech szatynka i rzuciła się ku niemu, żeby pomóc mu wstać.
- Ooou, moja głowa. Boli.
- Chodź. Położysz się obok mnie.- zrobiła miejsce na łóżku i zachęcająco mrugnęła do niego, a gdy ten się położył, przyłożyła głowę do jego torsu i zasnęła.
Obudził ją dźwięk otwieranych frontowych drzwi. Powoli otworzyła ślepka i zobaczyła przeciągającego się nastolatka.
- OMG to moja mama!!! - i zepchnęła jeszcze nie do końca przebudzonego chłopaka na podłogę.
- Aaaaua,zwariowałaś?!? - zapytał z wyrzutem.
- Właź pod łóżko i siedź cicho. - uciszyła go jednym ruchem i stopą zaczęła wpychać pod materac.
- Ależ ty delikatna. Wszystko mnie boli, a ty mnie jeszcze kopiesz. - narzekał.
- Och cicho siedź,. Zresztą to twoja wina. - ale nie dokończyła bo do pokoju zajrzała jej mama.
- Słyszę, że ta gorączka jest dosyć poważna skoro zaczynasz już gadać do samej siebie. - Oliwka nie wytrzymała i walnęła poduszką w drzwi, które trzasnęły Małgorzacie przed nosem.
- Rocky wyłaź! Byle szybko! No juuuż, nie grzeb się tak! Musisz wyjść przez dach. Wiele razy to robiłam, więc tobie to też się uda.
- Eeem okej? Niegrzeczna dziewczynka, co? Ucieka w nocy z domu? - zaśmiał się, ale kiedy Lee wymierzyła w niego poduszką umilkł.
- To jak mam się stąd wydostać? - szatynka wytłumaczyła mu jak bezpiecznie zejść z dachu i kiedy Rocky ruszył w kierunku okna przytuliła go i szepnęła do ucha.
- Przepraszam, że byłam dzisiaj taka niemiła. To wszystko przez tę gorączkę. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? - pokręcił głową i szeroko się uśmiechnął.- Dziękuję, że przyszedłeś zobaczyć jak się czuję. - lekko musnęła jego policzek i wróciła do łóżka. Kiedy spojrzała w stronę okna, Rocky'ego już tam nie było.

~ Lee



Uff, nareszcie jest! Bardzo was przepraszamy, że nie wstawiamy za często postów, ale sami rozumiecie( 3 klasa = egzaminy ), a na dodatek jesteśmy nastolatkami, więc jeszcze zakupy, spotkania towarzyskie i takie tam XD.

Tak więc bądźcie przygotowani na dłuższe przerwy między rozdziałami i nie opuszczajcie nas, bo tylko z wami ten blog ma sens.
Kochamy was :* i dlatego już niedługo będzie kolejny rozdział (o tym co w tym czasie działo się u Rossa i Abi).

Prawdopodobnie jutro ;)
 Stay strong ^^