środa, 6 maja 2015

47. "I really like you./ And I want you, do you want me, do you want me, too?

"Niedługo odpoczywałam, bo kilka minut później usłyszałam dzwonek do drzwi."



- Kogo tam niesie? Przecież Hope kończy lekcje dopiero za 15 minut. - Abi powiedziała sama do siebie.
Zwlokłam się z łóżka, poprawiłam włosy i otworzyłam drzwi.
- Ratliff?! - zdziwiłam się. - Znasz mój adres?
- Może jakieś przywitanie " Hej, jak miło cię widzieć."? - rzekł śmiejąc się.
- No tak, sorry. Hej, jak miło cię widzieć. - przedrzeźniłam go.
- Tak lepiej,...więc adres podał mi Riker, chyba nie masz nic przeciwko, prawda? - powiedział to niepewnie, aww słodko.
- Nie, no co ty. A po co tu przyszedłeś?
- Pomyślałem, że po kilku godzinnym siedzeniu w szkole, miałabyś chęć się przewietrzyć. - uśmiechnął się.
- Właściwie jestem trochę zmęczona, ale w sumie jest ładna pogoda, wiec okey.
- No dobra, to chodź.
- Ale co tak właściwie masz na myśli? - spytałam wkładając trampki.
- Hmm... jest kilka opcji. Pierwsza to pójście na plażę, ale słyszałem, że wczoraj...
- Tak, może lepiej tam nie idźmy. - przerwałam mu.
- Okey. Druga opcja to przejażdżka na rowerach, trzecia to po prostu spacer, a czwarta to propozycja zaprowadzenia ciebie w kilka ciekawych miejsc tego miasta. Którą wybierasz? - spytał z tajemniczym uśmiechem na buzi i uniósł dwukrotnie brwi.
- Czwarta propozycja brzmi bardzo kusząco, ale na dzisiaj wystarczy mi sił tylko na rowery. - odrzekłam ze skwaszonym uśmiechem.
- No dobrze, to chodź, musimy pójść wypożyczyć rowery, bo pewnie nie masz swojego.
- Mam, - widziałam to zaskoczenie na jego twarzy - ale został w Polsce.
- Widzę, że humorek dopisuje. - powiedział, a ja zaczęłam się głośno śmiać. - Abi... wszystko w porządku?  Może mam wezwać lekarza? - mówił z poważną twarzą.
- No coś ty, ja tylko dostałam napadu głupawki. Fiuuuu. Przepraszam. - myślałam, ze mówił poważnie, a on po mojej wypowiedzi sam wybuchł śmiechem.
- To chodźmy po te rowery, bo do wieczora stąd nie wyjdziemy. - pośpieszył mnie.
Zamknęłam drzwi i poszłam za nim.
Wypożyczalnia była stosunkowo nie daleko. Ellington zapłacił za 4 godziny jazdy, dwóch rowerów i ruszyliśmy.
- Więc prowadź, przewodniku - zażartowałam.
- Okey, wolisz jechać za mną czy obok?
- A to ma jakieś znaczenie? - zdziwiłam się.
- Tak, inaczej: z grzeczności zgodziłaś się na to wyjście i chcesz po prostu jechać na rowerze lub chcesz pojechać ze MNĄ na tę wycieczkę rowerową... - mówił poważnie.
Ustawiłam swój rower obok niego i spytałam z przekąsem:
- Ellingtonie Lee Ratliff czy to ma być randka? - on tylko się uśmiechnął i ruszył rowerem.
- No szybciej, bo ci ucieknę i zgubisz się w tej miejskiej dżungli! - krzyknął do mnie, a ja go dogoniłam.
Najpierw pojechaliśmy do parku. Podczas drogi nie podjęliśmy żadnego interesującego tematu rozmowy. Jedynie Ell rzucił kilka śmiesznych zdań na temat ludzi, których mijaliśmy.
Kiedy jeździliśmy po ścieżkach w parku, korciło mnie jedno pytanie: "Co z jego dziewczyną, Kelly?", lecz nie odważyłam się go zadać. Wiem, że to nieodpowiednie zachowanie, ale postanowiłam o niej na chwilę zapomnieć i ukryłam nurtujące pytanie, gdzieś głęboko.
Gdy przejechaliśmy spory kawałek drogi, zatrzymaliśmy się i usiedliśmy na ławce. Dziesięć metrów dalej stała budka z watą cukrową, do której niestety mam słabość.
- Idę po watę, tobie też kupić? - rzuciłam.
- O nie, ja cię zaprosiłem na spacer, więc ja także zapłacę za twoją watę, a przy okazji sobie też kupię. - wyszczerzył białe zęby i poszedł, a ja zostałam pilnując rowerów.
Wata była tęczowa i pyszna jak zawsze. Oczywiście nie obyło się bez kolorowej buzi i pozlepianych palców, ale to już mogę uznać za tradycję jeśli chodzi o jedzenie waty. Ell kupił butelkę wody i jakoś zmyliśmy z siebie cukier, a potem ruszyliśmy dalej. Poprosiłam chłopaka, abyśmy pojeździli w okolicach mojego domu, żebym miała lepszą orientację na tym terenie. Później oddaliśmy rowery do wypożyczalni, a Ratliff uparł się, żeby mnie odprowadzić.

*dom Rebely*

- Dziękuję ci, za zaskakujące zaproszenie i super przejażdżkę, - uśmiechałam się, ale powróciło do mnie pytanie o Kelly, a moja mina zmieniła się w niepewną. - ale wiesz, że musimy z tym skończyć...
- Wiem, ale nie kończmy tego tak szybko. Poczekajmy jeszcze trochę. Daj mi więcej czasu do łudzenia się, że wybierzesz mnie.
>> No dajesz, Abi! Zakończ to teraz, nie odkładaj tego. Powiedz mu to co chciałaś mu powiedzieć, wtedy na lotnisku, że Ty wybierasz Rossa, a On ma Kelly. (podświadomość)<<
-  Okey, poczekajmy z tym jeszcze chwilę.
>>( Facepalm) Załamię się kiedyś z tobą.<<
- To cześć. Jest już 19, więc Ally pewnie będzie mnie pytać gdzie byłam i takie tam, ech.. to do zobaczenia. - pomachałam mu i weszłam do domu.
- Już jestem!!! - wydarłam się na cały dom.
- okey - usłyszałam głos Hope z jej pokoju.
Przeszłam się po parterze, ale nie było tam Ally. Hm .. widocznie nie będzie tak jak powiedziałam Ellingtonowi.
Wysłałam mu sms'a:
" Uff, Ally jeszcze nie ma w domu, a Hope tak jakby mało się przejęła moim powrotem."
Sama nie wiem, po co mu to napisałam, tak po prosto, dla jego informacji : P.
Byłam padnięta. Poszłam do kuchni i wypiłam sok. Postanowiłam pójść do salonu i wygodnie położyć się tam na kanapie, tak jak to zrobiłam zanim Ratliff zaproponował mi wyjście.

~Abi i Ellingotn~

Dziewczyna szła do wcześniej wspomnianego pokoju, gdy do domu nagle wbiegł Ratliff.
Z biegu, płynnie chwycił moje dłonie, uniósł na wysokość głowy
 i przyparł całe moje ciało do ściany.
Nie wytrzymałem, szczególnie po tym sms'ie od niej.
Pragnąłem jej, poczuć jej usta na swoich.
Zrobiłem to może za gwałtownie i za szybko...
Byłam w ogromnym szoku.
Popatrzył mi prosto w oczy i namiętnie pocałował.
Jej usta...
Delikatne wargi...
zapach...
To było super uczucie, dawno się tak nie czułam.
Właściwie nie wiem jak to 'tak' wygląda,
ale było genialnym uczuciem.
Kiedy dotarło do mnie co się stało,
odwzajemniłam gest.
Poczułem jej odwzajemnienie.
Ucieszyłem się, lecz wiedziałem, że muszę to przerwać.
To nie jest fair wobec mojego przyjaciela,
ale w sumie, od dawna nie jestem z Abi, fair wobec niego.
On tak super całuje
>> Abi! Przestań!!! Halo?! ROSS!!!<<
W tym momencie najmniej czego chciałam,
to słuchanie mojej podświadomości.
Bezczelnie zrzuciłam ją z ramienia i
przestała mi paplać do ucha.
Koniec.
W sekundę puściłem ją, odsunąłem usta
i bez patrzenia jej w oczy wybiegłem z budynku.
Nie wiem co to było.
Biegłem w stronę domu, nie chciałem, żeby za mną poszła.
Po prostu stchórzyłem.
Zostawiłem ją z tym samą,
a sam uciekłem.






Hej,
Ja wiem, że niektórzy tu z obecnych pragną mnie teraz zabić za nie dodawanie rozdziału przez miesiąc... Tak, mam tego świadomość i trochę się boję...
...ale lepiej późno niż wcale, prawda? :) :P
Oczywiście znowu zawinił brak czasu spowodowany nauką i lenistwem -,-
No, ale mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. 
W tym rozdziale jest tylko wątek Abi i Ellingtona, ale mam nadzieję, ze to także mi wybaczycie :/


Piosenka tytułowa:
"I really like you" - Carly Rea Jepsen


To do następnego ;)
+ proszę o komentarze :)

2 komentarze:

  1. LOFFF JU!!!!! <3 niby nic się nie wydarzyło w tym rozdziale, ale czasem fajnie, że tak się nic nie dzieje (xd) a no i żeby nikt nie miał wątpliwości, potwierdzam - BASIA NIE MA CZASU NA BLOGA BO JEST LENIWA I MUSI SIĘ UCZYĆ XD mam nadzieję, że kolejny rozdział wkrótce :3

    ~Marta =^o^=

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuupi rozdział ^^ Ehh ten Ell xd myślałam że tak nic się nie wydarzy, a tu takie coś ;P ciekawi mnie jak oni się przyznają Ross'owi... No bo takie ukrywanie to nie jest dobre i lepiej żeby mu powiedzieli niż żeby sam się dowiedział bo będzie przypał xdd
    No także tego... Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń